Kiedy dorosnę, zostanę DJ-em! Gdyby syn powiedział to ojcu, próbowałby go od tego odwieść, twierdząc, że nie ma w tym przyszłości. Gdyby jednak syn przedstawił mu najnowszą listę najlepiej opłacanych DJ-ów na świecie, opublikowaną niedawno przez „Forbesa”, z pewnością udzieliłby mu błogosławieństwa, o które Beca z Prava Nota zabiegała również u swojego ojca. Ich zarobki są ogromne, a na szczycie znajdziemy starego znajomego, Szkota Calvina Harrisa, który po raz kolejny pozostaje królem muzyki elektronicznej.
Calvin Harris jest niekwestionowaną królową muzyki elektronicznej, przynajmniej jeśli weźmie się pod uwagę zarobki wydanych przez nią niedawno master-mikserów magazynu Forbes. W zeszłym roku szkocki producent i DJ zasłużył na to, by o nim mówić i pisać 66 milionów dolarów, czyli prawie dwukrotnie więcej niż zarobił drugi z wielkich nazwisk muzyki elektronicznej, Francuz David Guetta, Który z 37 milionami „caplja” aż 29 mln w tyle. Niemniej jednak nie musi patrzeć na każdą złotówkę lub euro. Harris, którego słuchacze dosłownie jedzą mu z rąk (wszystko, co wypuszcza, rozchodzi się jak ciepłe bułeczki), znalazł się na szczycie kolejnej listy najlepiej zarabiających, a mianowicie z Taylor Swift najlepiej zarabiającą parą gwiazd (zarobili razem w zeszłym roku 146 milionów dolarów), przez długi czas rozważano Beyoncé i Jay-Z.
Oprócz muzyki marki takie jak Giorgio Armani dla którego stał się twarzą bielizny. Harris twierdzi, że „wzrost muzyki elektronicznej w ciągu ostatnich trzech lat był astronomiczny” i że „na szczęście znalazł się we właściwym miejscu we właściwym czasie”. Za Szkotem i Francuzem Holender zajął trzecie miejsce DJ Tiësto (36 mln dolarów), a pierwszą piątkę zamykają Amerykanie Sonny Moore, czyli Skrillex i Steve Aoki, którzy obaj powiększyli swoje portfele o 24 miliony.
CZYTAJ WIĘCEJ: Forbes 2015: Najlepiej zarabiające aktorki na świecie
Zarobki DJ-ów rosną z roku na rok. W ciągu ostatnich 12 miesięcy odbyło się kosztem pierwszej dziesiątki rankingu 274 miliony dolarów, czyli wielokrotnie więcej niż w 2012 roku, kiedy w pierwszej dziesiątce zarejestrowało się 116 milionów amerykańskich zielonych. Niemniej jednak wzrost nie jest tak wysoki jak kilka lat temu. Już w roku 2013 nastąpił skok w porównaniu z rokiem poprzednim 108 procspadł do 11 procent w latach 2013–2014 i w porównaniu z rokiem ubiegłym zaledwie 2,5 proc.
Według „Forbesa” jednym z powodów jest to, że tak rynek stał się bardziej nasycony, ceny spektakli itp. nie rosły już tak drastycznie. Ponadto większa konkurencja zmusza ich do większych wysiłków spektakularne pokazy jak kiedyś, kiedy potrzebowali tylko trochę więcej niż dysku USB, a to pochłaniało ogromną część ich dochodów (od 30 do 40 procent). Mimo to nie piszą źle.
Więcej informacji:
forbes.com