Przeglądając broszury turystyczne dotyczące Australii, trochę nam żal Melbourne. Ze względu na trzy główne atrakcje najmniejszego kontynentu – „wypolerowane” Sydney, podwodny raj Wielkiej Rafy Koralowej i czerwoną skałę Uluru – Melbourne jest często pomijane.
Ale miasto powoli zaczyna nam ciążyć – podczas spaceru po wiktoriańskim centrum lub wzdłuż zrewitalizowanego nabrzeża rzeki Yarra albo przy filiżance płaskiej białej kawy w jednej z modnych kawiarni na Chapel Street. Na początku lat 90. Melbourne było raczej nieprzyjaznym miastem dla pieszych, ale wtedy władze miasta zaprosiły duńskiego architekta i urbanistę Jana Gehla do opracowania studium, dzięki któremu miasto stałoby się bardziej dostępne i przyjazne dla mieszkańców i gości. Gehl podkreślił, że konieczne jest w szczególności zmienianie przestrzeni publicznych, poszerzanie ulic i uczynienie ich bardziej zielonymi. Dziś Melbourne jest innym miastem. W mieście liczącym prawie cztery miliony mieszkańców nadal panuje tłok i aktywność ludzka, które można odczuć w Nowym Jorku, z tym że na półkuli południowej nie ma stresu ani strachu o własne bezpieczeństwo. Szerokie chodniki, korony drzew, zakaz jazdy w wielu miejscach i tętniące życiem kawiarnie potwierdzają fakt, że Melbourne jest jednym z miast o najwyższej jakości życia, ku uciesze mieszkańców. Poznajemy historię miasta w Gold Treasury Museum, poświęconym gorączce złota, oraz w Immigration Museum, poświęconym imigrantom. Najważniejsze osiągnięcia artystów z całego świata wiszą na ścianach National Gallery of Victoria, gdzie znajduje się szczególnie interesująca sekcja poświęcona sztuce australijskiej. Po „wysokiej blondynce”, jak mieszkańcy Melbourne nazywają białą kawę na Federation Square, która pełni funkcję ogromnego teatru otoczonego szkłem i stalą, zabieramy się za wycieczkę po wiktoriańskich budynkach zbudowanych w połowie XIX wieku, w szczytowym okresie gorączki złota. Jedną z największych atrakcji, zwłaszcza dla dzieci, jest Melbourne Aquarium, a dorośli i dzieci świetnie się bawią odwiedzając interaktywne Melbourne Museum, które pokazuje również życie Aborygenów. Ponieważ miasto jest „zafascynowane” sportem, musimy również poświęcić trochę czasu na wizytę w Australian Gallery of Sport.
Pod zęby
Nie sposób opisać oferty kulinarnej miasta w kilku zdaniach, ale trzeba podkreślić, że Melbourne może pochwalić się niezwykle rozwiniętą kulturą kulinarną, która odzwierciedla się nie tylko w liczbie restauracji, ale także w kosmopolitycznym tłumie ludzi, którzy gotują, bawią, jedzą i delektują się różnorodnymi przysmakami dla smakoszy, które są dla nich przeznaczone. W okolicy Brunswick czujemy się, jakbyśmy spacerowali po bliskowschodnim targu, a wokół nas roznosi się zapach egipskich, tureckich i irańskich deserów, polanych romantyczną wodą o zapachu róż. Kilka kilometrów dalej dosłownie wejdziemy do Little Italy, położonej wokół Lygon Street w dzielnicy Carlton. Tutaj zawsze zostaniemy powitani słowem ciao, ujmującym uśmiechem i kuszącym zapachem bazylii, pomidora i czosnku - "świętej trójcy" kuchni włoskiej. Najlepszej pizzy w mieście trzeba spróbować w restauracji Papa Gino, prawdziwej instytucji Little Italy. W Chinatown, w okolicach Little Bourke Street, liczna populacja Azjatów przygotowuje egzotyczne dania, od prostych makaronów szklanych po chrupiącą kaczkę po pekińsku. Symbolem kuchni azjatyckiej w tej części miasta jest restauracja Flower Drum, która słynie szczególnie z kaczki. Fani kuchni japońskiej z przyjemnością zatrzymają się w restauracji Kuni's, gdzie podadzą nam świeże sushi lub cudownie pachnącego kurczaka yakitori. Wracamy do Europy przez Lonsdale Street, która jest prawdziwą małą Grecją, ponieważ Melbourne ma największą populację Greków poza Grecją. Niektóre tawerny oferują również program rozrywkowy, jeśli masz ochotę rzucać talerzami lub tańczyć sirtaki. Tawerna Stalactites na rogu ulic Lonsdale i Russell to przyjazna rodzinna restauracja, która po trzeciej w nocy staje się miejscem spotkań głodnych klubowiczów.
Melbourne ma bogate życie kulturalne, ale jeśli chodzi o wydarzenia w mieście, musimy wspomnieć o turnieju tenisowym Australian Open w styczniu, wyścigach konnych w listopadzie i wyścigu Formuły 1. Stukot kopyt końskich, kopnięcia tenisistów i niezliczona moc samochodów Formuły 1 wprawiają mieszkańców Melbourne w ekstazę, a podczas trzech wspomnianych wydarzeń życie w mieście wywraca się do góry nogami; w rzeczywistości jest to jedna wielka impreza. Wyścig konny Melbourne Cup jest tak ważny, że jest obchodzony jako święto. Kto przegapiłby operę podczas takich wydarzeń?!
Życie nocne
Wieczorami możemy obserwować młodych karierowiczów i początkujących artystów kończących swój mniej lub bardziej udany dzień drinkiem w Docklands, niegdyś zaniedbanej stoczni, którą Australijczycy z powodzeniem odnowili. Docklands stało się małym miastem z eleganckimi powierzchniami biurowymi, minimalistycznymi apartamentami, międzynarodowymi restauracjami, galeriami i barami, które przyciągają młodych i odnoszących sukcesy. Późnym wieczorem udajemy się na eksplorację wielu bocznych uliczek Melbourne, gdzie rodzą się nowe trendy i kierunki kulturowe. Spośród wielu galerii szczególnie interesujące są bary, ukryte w ciemnych zaułkach, najczęściej za drzwiami bez szyldów, a ich wnętrza są tak pomysłowe, że same mogłyby być galeriami. Najciekawsze są Baroq House, Sister Bella, która wygląda jak sklep z lat 70. i Section 8. Jeśli nie możesz się zdecydować, czy spędzać czas z fashionistami, czy bogatymi snobami, udaj się do Courtin House, dawnej siedziby Partii Komunistycznej, w której obecnie mieszczą się trzy kluby. Pierwsza część, zwana Cookie, to miejsce, w którym młodzi biznesmeni spędzają czas, a oprócz muzyki mogą również cieszyć się tajskim jedzeniem i napojami w barze przypominającym ogromną bibliotekę. Jedno piętro wyżej znajduje się klub Toff in the Town, pełen kabin i z muzyką, która waha się od cygańskiego akordeonu do ogłuszająco głośnego metalu. Najwyższe piętro to Rooftop Cinema, gdzie można podziwiać klasykę filmową i oglądać miasto poniżej z plastikowych krzeseł, popijając wspaniałego drinka.