Longyearbyen rzeczywiście może być tajemniczym miastem, ale nie dajmy się zawieść: to nie stara starożytna tajemnica zapewnia im „nieśmiertelność”.
Nie, tu jest dla ludzi prawo zabrania śmierci – a wszystko przez chłodną pogodę. Longyearbyen znajduje się na norweskim archipelagu Svalbard, gdzieś w połowie drogi między Norwegią kontynentalną a biegunem północnym. Miało to być małe miasteczko jedna z najbardziej wysuniętych na północ osad na świecie, która nie widzi promieni słonecznych przez kilka miesięcy w roku.
Kiedy kilka lat temu okoliczni mieszkańcy zdali sobie z tego sprawę nie rozczłonkują zwłok na cmentarzu, w 1950 roku weszło w życie prawo zabraniające umierania w tym mieście. I nie była to przesada: kiedy naukowcy ekshumowali ciała ludzi, którzy zmarli na pandemię grypy w 1918 roku, 80 lat później wciąż udawało im się odkryć żywe wirus.
Mieszkańcy, którzy przez całe życie mieszkali na tej wyspie, nie można ich tu pochować. Chociaż istnieje również możliwość kremacji, większość śmiertelnie chorych jest transportowana do Norwegii kontynentalnej, gdzie spędzają resztę swoich dni.
Jan Christian Meyer z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii powiedział: „Jeśli jesteś bliski śmierci, zrobimy wszystko, by sprowadzić cię na ląd”.
Tak samo jest na tej wyspie nie ma wielu urodzeń. Chociaż mają mniejszy szpital, przyszłe matki są zachęcane do lotu do kontynentalnej części Norwegii i tam urodzenia dziecka.
Inaczej też w Wielka Brytania jest takie miejsce, gdzie według prawa nie wolno umierać - parlament.