„Michael Jackson zamówił też naszego pluszowego misia” – powiedziała sympatyczna młoda dama i położyła dużą pluszową zabawkę na krześle z długim drewnianym stołem. „Wszystkie wykonane ręcznie, niektóre na zamówienie, a wszystkie wykonane z wielką miłością”.
Dzień spędziliśmy w małym miasteczku Sonneberg, niegdyś światowej stolicy zabawek. Gdybyśmy wszyscy nie powiedzieli tego jednym głosem, nie uwierzyłbym, że kilkadziesiąt lat temu to małe miasteczko wyprodukowało aż 20 % wszystkich zabawek na naszej planecie. Do dziś w miasteczku działa uczelnia zabawkarska i do dziś każdy mieszkaniec jest przynajmniej w jakiś sposób związany z tym pierwszym misiem, porcelanowymi lalkami czy drewnianymi końmi. A grzechem byłoby wyjechać z miasta bez odwiedzenia jednego z najważniejszych muzeów zabawek. Ech, muzeum. Tak zwykle mówimy do siebie, gdy stajemy przed dużymi, wilgotnymi i śmierdzącymi kurzem domami. Ale tym razem znów pozwoliliśmy sobie patrzeć oczami dzieci i zanurzyć się w zabawie tych, którzy zamiast iPada mogli bawić się drewnianymi, trudnymi do przeniesienia lalkami i chwiejącymi się trójkołowcami. Na szczęście słońce towarzyszy nam już trzeci dzień, a na idyllicznych drogach Lasu Turyńskiego długie popołudniowe cienie wysokich świerków migoczą na dachu naszego samochodu.
Badamy Niemcy i dajemy mu szansę ukazania się w najlepszym, najbardziej gościnnym świetle.
Przeczytaj pozostałe części dziennika podróży:
#1 Zabawkowa droga / #2 Zabawkowa droga / #3 Zabawkowa droga / #4 Zabawkowa droga