fbpx

Syreny na Netflixie: Nowa obsesja na punkcie „Białego Lotosu”, w której luksus przelewa się w manipulację i konflikt klasowy

Meghann Fahy i Julianne Moore zabierają nas do świata, w którym jedwabne szale są bardziej niebezpieczne niż noże

Sirens
Zdjęcie: Netflix

Najnowszy serial Netflixa „Syreny” to ten rodzaj telewizyjnej uwodzicielskiej rozrywki, która zaczyna się od widoku zachodu słońca, a kończy spojrzeniem w głąb twojej duszy – jeśli w ogóle będziesz miał szczęście to przeżyć. Jeśli oglądałeś Biały Lotos z otwartą buzią (z podziwu lub zdumienia), to Syreny pochłoniesz z takim samym zapałem – a może i lekkim poczuciem winy. Ale hej, nikt nie powiedział, że wakacje na jachcie oczyszczają duchowo.

Gdy Netflixa wyczuwają sukces, chwytają go jak pies kość – i Syreny, pięcioodcinkowy miniserial autorstwa scenarzystki Molly Smith Metzler (Pokojówka), to ich najnowsze trofeum. Serial, którego premiera odbyła się 22 maja 2025 r., od razu zajął pierwsze miejsce pod względem oglądalności w USA. Dlaczego? Ze względu na olśniewającą obsadę, śródziemnomorską estetykę i scenariusz lepszy niż martini w pięciogwiazdkowym hotelu.

Główna bohaterka Devon DeWitt (Meghann Fahy, wciąż z lekkim akcentem Biały Lotos cynizm) ląduje na prywatnej wyspie Port Haven – tak ekskluzywnej, że nawet Richard Branson poczułby się jak backpacker. Tam odnajduje swoją młodszą siostrę Simone (Milly Alcock z Dom Smoka), która żyje w cieniu tajemniczej królowej wyspy – Michaeli „Kiki” Kell, granej przez Julianne Moore z tak chłodnym wyrafinowaniem, że można się zastanawiać, czy mrożona herbata znajduje się w dłoni czy w żyłach.

Pozory mylą. Zwłaszcza jeśli ma na sobie białą lnianą koszulę.

Serial oparty na sztuce Metzlera Groch elementarny i ma niemal teatralną kompozycję: mało lokalizacji, dużo słów i jeszcze więcej napięcia. Wizualnie przypomina katalog Ralpha Laurena, gdyby wystylizować go o dwie lampki różowego wina za dużo. Jednak pod błyszczącą powierzchnią kryje się kipiący wrzód – pogarda klasowa, kryzys tożsamości i więcej manipulacji niż na rynku kryptowalut.

Siostrzana dynamika między Devon i Simone jest niemal zbyt realna: jedna cyniczna, druga naiwnie oddana; oba kręcą się wokół Michaeli, która jest nie tylko damą do towarzystwa, ale także matriarchalną mentorką w stylu Gwyneth Paltrow po ciemnej stronie księżyca. Julianne Moore nie tylko świetnie sprawdza się w tej roli, ale jest też trochę onieśmielająca. Gdybym sprzedawał kryształy, to by je kupili. Swoją duszą.

Syreny
Zdjęcie: Netflix

Psychologiczny brunch, podczas którego ujawniane są nie tylko emocje

Oprócz Moore i Fahy, w filmie błyszczą Kevin Bacon jako tajemniczy mąż aktorki, Peter, Glenn Howerton jako sąsiad, który wie więcej, niż mówi, oraz cała seria pasywno-agresywnych śniadań, które są tak pełne napięcia, jak thrillery Hitchcocka. Lokalizacja – Cliff House – jest czymś więcej niż tylko tłem. On jest postacią. Z lepszym stylem garderoby niż większość uczestników Met Gali.

Serial, który nie daje odpowiedzi na końcu, ale pyta, dlaczego właściwie jej szukałeś

W serwisie Rotten Tomatoes serial uzyskał solidną ocenę 73 %, a na Metacritic nieco bardziej powściągliwą ocenę 65 – jest to jednak jedna z tych produkcji, w przypadku których oceny nie mówią wszystkiego. Chemia między aktorkami jest niemal elektryzująca, fabuła zmienia się niczym jedwabna prześcieradło po nocy spędzonej na zbyt tanim winie, a masek jest więcej niż na karnawale weneckim. A gdy już upadną – auć.

Jeśli Ci się podobało Biały Lotos, to jest Syreny Kolejny przystanek na Twojej drodze do poprawy samopoczucia emocjonalnego. Mniej wyświetleń, więcej wglądu w siebie. Mniej egzotycznych miejsc, więcej znajomych bólów. Bardziej przerażające niż przyjemne – ale tak wciągające, że możesz się trochę wstydzić, jak bardzo ci się podobało.

Zdjęcie: Netflix

Zawsze jest potwór ukryty w lustrze blasku

W świecie, w którym elity ocierają łzy serwetkami z monogramem, a „brunch” oznacza trzydaniową wojnę psychologiczną, Syreny Najnowsze lustro Netflixa – tak olśniewające i uwodzicielskie, że prawie zapominamy, co tak naprawdę się w nim odbija. Ale właśnie dlatego warto obejrzeć ten film: bo i my czasami potrzebujemy przypomnienia, że blichtr rzadko kiedy ma swoją cenę. Często jest na nim twarz Julianne Moore.

 

Z Wami od 2004 roku

od roku 2004 badamy miejskie trendy i codziennie informujemy naszą społeczność obserwujących o najnowszych stylach życia, podróżach, stylu i produktach, które inspirują pasją. Od 2023 roku oferujemy treści w głównych językach świata.