fbpx

Wywiad: Booka Shade – Nie, to nie jest pożegnanie

Booka Shade, uroczy duet będący synonimem tech house i techno, poznałem na przełomie tysiącleci, tuż przed ich występem na festiwalu InMusic w Zagrzebiu. Choć twierdzą, że nie są „Berlinem”, osobiście trudno mi ich umieścić gdziekolwiek indziej niż w bulgoczącym kotle coraz szybciej rozwijającej się i popularnej berlińskiej sceny techno, gdzie rodzą się tylko najlepsi. Rozmawiałem z nimi o nowej płycie Galvany Street, na której odeszli od swojego klasycznego brzmienia, ale nie mniej mi zaimponowali.

Mija dziesięć lat od wydania ich przełomowego albumu Movements. Co czujesz?
W zeszłym roku świętowaliśmy Ruchy, album ukazał się jesienią. W tym samym czasie mieliśmy sporo znaczących występów, w tym na festiwalu Sonar w Barcelonie. To było absolutnie wspaniałe doświadczenie, ludzie od dawna mówili nam o ponownym wydaniu tego albumu, ponieważ to naprawdę wiele dla nich znaczy. Piosenki z tego albumu wciąż otrzymują pozytywne odpowiedzi. Przyjrzeliśmy się wszystkiemu, czego dokonaliśmy w ciągu tych dziesięciu lat i dokonaliśmy pewnego rodzaju refleksji. Nie tknęliśmy muzyki, album nadal jest dla nas ważny, taki jaki jest. To prawda, że powstało kilka bardzo, bardzo dobrych remiksów. Wydaje się, że zamknęliśmy pewien rozdział, działamy w tym gatunku muzycznym od dziesięciu lat, czas na zmiany.

Mówiąc o zmianach, najnowszy album Galvany Street niejako kończy twój romans z muzyką techno.
Od dawna chcieliśmy to zrobić. Ale to nie znaczy, że nie będziemy już grać ani produkować muzyki techno. To swego rodzaju eksperyment, który przeprowadziliśmy wspólnie z Craigiem Walkerem (op. s. ex-wokalista zespołu Archive). Zawsze chcieliśmy stworzyć album razem z autorem muzyki, którego bardziej pociąga pisanie piosenki, prawdziwej piosenki, a nie tylko brzmienia techno. Dlatego jest to dla nas naturalny rozwój. Spotkaliśmy Craiga w studiu półtora roku temu i zaczęliśmy tworzyć, ale naszym pierwszym zamiarem nie było zrobienie albumu, to przyszło naturalnie. Nie pożegnaliśmy się z techno, po prostu chcieliśmy czegoś innego. I to właśnie zrobiliśmy z Galvany Street.

Tak więc Galvany Street narodziła się naprawdę spontanicznie…
Zgadza się, niczego nie planowaliśmy. Chcieliśmy brzmienia mniej „książkowego”, czegoś zupełnie innego. Kiedy zobaczyliśmy, co Craig robi, aby jego teksty były trochę mroczniejsze, naturalnie poszliśmy w tym kierunku. A kiedy w pewnym momencie zobaczyliśmy, co powstało, mieliśmy album. Oczywiście powstało kilka utworów, ale zdecydowaliśmy się tylko na te dziesięć. Cóż mogę powiedzieć, przeszliśmy na ciemną stronę mocy. (śmiech)

Cóż, nie wyglądasz mi na tak mroczną. Ale wierzę ci, że ten album był nieunikniony. Już utwór Charlotte z 2008 roku miał nieco więcej mroku...
To prawda, dlatego po długim czasie Charlotte znowu gra. Bo po prostu pasuje. Jak już powiedzieliśmy, rozwój był naprawdę naturalny. Mieliśmy tylko dwie zasady: nie chcieliśmy brzmieć tak samo jak na płycie EVE i nie chcieliśmy brzmieć tech/house. Nawet samo stworzenie albumu było łatwe i nie tak jak przy EVE, gdzie przeszliśmy przez długi i bardzo bolesny proces.

CZYTAJ WIĘCEJ: WYWIAD: TRENTEMØLLER – MUZYCZNY WIZJONER STOJĄCY TWARZĄ NA ZIEMI

Booka Shade podczas występu na Festiwalu Kultury Miejskiej w Lublanie. (Zdjęcie: Marko Delbello Ocepek)
Booka Shade podczas występu na Festiwalu Kultury Miejskiej w Lublanie (fot. Marko Delbello Ocepek)

Jaka jest reakcja twoich największych obserwujących?
Mówią, że przypomina im to nasz debiut, Memento. Tam eksperymentowaliśmy z muzyką i mieliśmy ciemniejsze brzmienie.

Do powstania albumu przyczynił się także Mark Plati, producent muzyczny i weteran, który pracował między innymi z Davidem Bowie, Prince, Lou Reed, The Cure... Czy to też jest powodem tak innego brzmienia?
Poznaliśmy Marka przez Craiga, potem nastąpiły rozmowy przez Skype. Cóż można powiedzieć, typowy amerykański pozytyw. Dodał trochę własnego stylu miksowania do utworów, nad którymi pracował. I bardzo podobała nam się jego praca. Dla nas to też była miła zmiana, bo poza tym zawsze miksujemy sami, wszystko robimy sami i tym albumem chcieliśmy to zmienić. Ten ostatni krok w stworzeniu, który może być bardzo bolesny. Zanim piosenka zostanie naprawdę ukończona, może minąć kilka tygodni, miesięcy, a to jest dla nas niesamowicie denerwujące.

Zresztą Plati nie jest jedynym, który współpracuje z rozmaicie brzmiącymi nazwiskami w świecie muzyki. Przy ostatnim albumie współpracowaliście także ze znanymi gwiazdami. Craig już był wspomniany, dalej jest członek islandzkiego zespołu GusGus, Urður. Jak ich złapali?
GusGus i ja poznaliśmy się przed współpracą z Urður, ale Urður poznaliśmy osobiście dopiero podczas samej współpracy. Craig ma swoje studio w tym samym budynku co my. Przeniósł się z Dublina do Berlina. Oni nas przedstawili i tutaj narodziła się ta współpraca.

Pytanie, które po prostu muszę zadać. Jak to jest grać z takimi legendami jak Depeche Mode? Mieli już taką możliwość.
(Śmiech). To było wspaniałe doświadczenie. Graliśmy z nimi dwukrotnie, raz w Berlinie i raz w Tel Awiwie. Sami jesteśmy wśród ich fanów, są też jednym z powodów, dla których zaczęliśmy grać muzykę. Byli naprawdę mili, cały ich zespół. Mieliśmy problem z naszą „maszyną” w Tel Awiwie, brakowało jednego małego, ale kluczowego elementu wyposażenia, a oni byli natychmiast gotowi do pomocy. Podczas naszego występu w Tel Awiwie moja żona (żona ap. Arno) stała pod sceną i miała to szczęście, że zajrzała za kulisy, gdzie mogła zobaczyć półnagiego Dave'a Gahana. Myślę, że możesz sobie wyobrazić, gdzie była jej uwaga. (śmiech)

Cóż, wiem, gdzie byłby mój. (śmiech) Wracając do waszej muzyki, jaki jest wasz stosunek do dzisiejszej sceny techno i DJ-ów? Czy uważasz się za część berlińskiej sceny techno?
Jesteśmy związani z Berlinem, gdzie między innymi założyliśmy naszą wytwórnię Get Physical, ale nigdy nie uważaliśmy się za „berliński zespół”. Zaczęliśmy we Frankfurcie, jeździliśmy po świecie i też nie reprezentujemy typowego berlińskiego brzmienia. Postrzegamy siebie nawzajem jako Europejczyków, jeśli można to tak nazwać. Nie jesteśmy związani z jednym miastem, ponieważ tak naprawdę ciągle się przemieszczamy. Oczywiście jesteśmy częścią sceny DJ-skiej, gdzie mamy studio, które znajduje się w centrum Berlina, co jakiś czas spotykamy innych DJ-ów i producentów, takich jak Martin Eyerer, więc zawsze jesteśmy na bieżąco z tym, co się dzieje . Ale nie chodzimy już tak często do klubów w Berlinie.

Co przyniesie przyszłość? Kontynuujesz spontanicznie?
W tej chwili jest trasa, na której razem z Craigiem prezentujemy nowy album, oraz festiwalowe lato, na którym zaprezentujemy się. Pracujemy już też nad nowymi materiałami, którymi mogłaby być nowa Yaruba, z którą mogłaby wrócić do klubów.

Więcej informacji

INFORMACJA//

Cień Booka, jeden z najciekawszych i najsłynniejszych duetów elektronicznych w Europie ostatnich dwóch dekad, tworzą Walter Merziger i Arno Kammermeier, obaj weterani frankfurckiej sceny electro. W 2002 roku założyli nową taneczną wytwórnię Get Physical Music, tworząc silną platformę dla swojej twórczości. Trzy lata później osiągnęli światową sławę dzięki EP-kom Mandarine i Body Language. Swoją sławę jako najlepsi mistrzowie muzyki elektronicznej ugruntowali dzięki albumom In White Rooms i Night Falls. Po 20 latach, z kilkunastoma EP-kami i sześcioma albumami, stali się najwybitniejszymi artystami swojego gatunku. W kwietniu tego roku wydali album Galvany Street we współpracy z Craigiem Walkerem, byłym wokalistą zespołu Archive.

Z Wami od 2004 roku

od roku 2004 badamy miejskie trendy i codziennie informujemy naszą społeczność obserwujących o najnowszych stylach życia, podróżach, stylu i produktach, które inspirują pasją. Od 2023 roku oferujemy treści w głównych językach świata.