W listopadzie 1945 roku na Grenlandii rozbija się samolot z dziewięcioma pasażerami. Wszyscy przeżyją, ale muszą walczyć z arktyczną zimą.
Gdzieś napisali, że tak Mitchella Zuckoffa nos do klasycznej historii przygodowej. Już jego bestseller sprzed dwóch lat o tytule „Zagubiony w Shangri-La” to historia, którą się czyta, czyta i czyta do ostatniej strony. To opowieść o samolocie, który rozbił się na Nowej Gwinei w 1945 roku oraz opowieść o ratowaniu ocalałych w dżungli, oparta na rozmowach z ocalałymi Amerykanami, przy czym autor publikuje także niepublikowane wcześniej informacje.
Być może jest to zasługa poprzedniczki najnowszego dzieła Zuckoff z tytułem „Zamrożone w czasie” od początku wiele się spodziewałem. I nie zawiódł czytelników, bo i tym razem proponuje historię opisaną w taki sposób, aby czytelnik mógł ją przeżyć szczegółowo. Ponownie przenosi akcję w okres II wojny światowej, tutaj również jest to motyw lotniczy, tyle że w otoczeniu dokonał ogromnej zmiany. Akcja rozgrywa się w Grenandii i pomimo tematyki wojennej największym wrogiem jest arktyczna zima i nieprzewidywalny klimat, który pochłonął wiele samolotów i wiele osób.
Zamrożone w czasie to prawdziwa historia przetrwania i odwagi w rozległym krajobrazie Grenlandii. W listopadzie 1942 roku amerykański samolot gubi się podczas burzy i rozbija. Cudem wszystkich dziewięciu pasażerów przeżywa, ale czeka ich jeszcze trudniejsza próba - przetrwanie na pustyni Grenlandii. Wojsko amerykańskie organizuje akcję ratunkową i stara się odnaleźć samolot, podczas gdy ocaleni toczą 148-dniową bitwę z brutalną arktyczną zimą.