Samochody stały się smartfonami na kołach? Dwadzieścia lat temu kupowałeś BMW, żeby móc powiedzieć, że masz BMW. Odpalałeś silnik, dźwięk dudnił, sąsiedzi wzdychali. Dziś? Klienci rozmawiają o kilowatogodzinach. O tym, czy samochód ma architekturę 400-, czy 800-woltową. I o tym, ile kilometrów można przejechać po piętnastu minutach ładowania. Nikt już nie pyta, jak jeździ – pytają, jak się aktualizuje. Witamy w czasach, gdy samochody stały się smartfonami.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałem to określenieaktualizacja bezprzewodowaPomyślałem: „Świetnie. Teraz mój samochód, tak jak mój telefon, pewnego dnia sam zmieni ustawienia i znalezienie przycisku podgrzewania foteli zajmie mi pół godziny”. I od czasu do czasu dokładnie tak się dzieje. Samochody stały się smartfonami na kółkach!
Ale taka jest rzeczywistość. Samochód dzisiaj nie jest już maszyną mechaniczną, ale komputer na kółkach, który też jeździ. Marka? Kiedyś symbol dziedzictwa, dziś – pytanie, kto ma lepsze oprogramowanie.
Mercedes ma system Drive Pilot, który pozwala poruszać się po niemieckich autostradach bez patrzenia na drogę z prędkością do 95 km/h. Tesla ma system „FSD – Full Self-Driving (Supervised)” – co oznacza: „AI prowadzi, ale jeśli przegapimy zjazd, to będzie twój problem”. W Chinach roboty taksówki już jeżdżą same, bez kierowcy. To tylko kwestia czasu, zanim „dojazd do pracy” będzie możliwy również u nas bez człowieka na przednim siedzeniu.
Przykład? AUDI bez kółek.
W roku 2025 Audi wprowadził na rynek w Chinach pierwszy model opracowany specjalnie na potrzeby lokalnego rynku – Audi E5Nie ma on tradycyjnego logo Audi z czterema okręgami, lecz minimalistyczny napis „Audi” i został zaprojektowany we współpracy z chińskim partnerem technologicznym. Samochód został zaprojektowany nie tylko z myślą o chińskich gustach – z naciskiem na przestronne tylne siedzenia i cyfrowy luksus – ale także pod względem technologicznym: wbudowane systemy interfejsu użytkownika, lokalne aplikacje i łączność dostosowane do chińskiej infrastruktury cyfrowej. Audi wykonało jasny ruch – jeśli chcesz przetrwać na tym rynku, nie możesz już po prostu „eksportować Europy”, musisz stworzyć samochód. w ekosystemie, w którym będzie działać...aby przygotować go do jazdy autonomicznej w Chinach. A Audi nie jest w stanie tego zrobić, korzystając z rodzimej technologii.
A teraz do rzeczy. Kiedy wchodzisz do salonu, nie mówisz już o odczuciach z kierownicy, ale o edytor, chip, moc obliczeniowa. Pytanie „jaki ma silnik?” zmieniło się na „jaki standard ładowania i standard SoC wykorzystuje?”. I szczerze mówiąc – to logiczny rozwój sytuacji.
Samochód przyszłości to już nie kwestia prestiżu, ale specyfikacji. Kupujący porównują ceny jak w przypadku telefonów:
- Prędkość 0–100 km/h to „punkt odniesienia”, ale ważniejszy jest zakres 0–80 km/h ładowania %.
- Zamiast litrów paliwa liczą kWh akumulatora.
- Zamiast spalin, liczą się TOPS mocy obliczeniowej.
A kiedy to zrozumiemy, staje się jasne: marka przetrwa tylko wtedy, gdy będzie w stanie zaktualizować swoją historię. Bo emocje są miłe, ale czasy, gdy „znaczek na masce” coś znaczył, minęły. Zatem jeśli Mercedes-Benz jest po prostu przeciętny, chiński nabywca go nie kupi, ale wybierze rodzimy chiński samochód, pełen… 1000 kWI ta historia już się dzieje z markami takimi jak Porsche, gdzie nazwa jest jedynie bladym cieniem na chińskim rynku. Samochód po prostu nie jest wystarczająco inteligentny jak na chińskie standardy.
Najciekawsze jest to, że ludzie to akceptują. Że nie wstydzą się już przyznać, że kupują samochód ze względu na „dobry interfejs użytkownika”. Że nie jest najważniejsze, aby był elegancki, ale aby miał stabilną aplikację i aby system informacyjno-rozrywkowy nie „zawieszał się” rano. Że nie ma żadnych usług, a paliwo kosztuje dobrą jedną trzecią tego, co stare, dobre klasyki. W samochodach nowej generacji liczą się inne rzeczy i dlatego Tesla jest idealnie porównywalna z iPhonem. W niej harmonia oprogramowania i chipsetu tworzy symfonię.
Dowód na to, że samochody są bardziej smartfonami niż samochodami
Kolejnym dowodem na to, że świat motoryzacji w końcu wkracza w cyfrową sferę „smartfonów”, jest przypadek Volkswagena. Po latach opóźnień, kryzysów wewnętrznych i nieudanych aktualizacji własnej platformy CARIAD, koncern przyznał, że rozwój „własnego systemu operacyjnego” po prostu się nie powiódł. W 2024 roku zmienił więc kurs i zainwestował ponad 5,8 miliarda dolarów do amerykańskiego Riviana – startupu, którego do niedawna nie traktował poważnie. Wspólnie założyli nową firmę, która miała przynieść Volkswagenowi to, czego najbardziej mu brakowało: prawdziwą architekturę „pojazdu definiowanego programowo”, strefową elektronikę i zwinność, której niemieckim gigantom nigdy nie udało się osiągnąć. To moment, w którym tradycyjna branża w końcu przyznaje, że przyszłość motoryzacji jest bliższa iPhone'owi niż Passatowi. A kiedy ktoś taki jak Volkswagen zaczyna kupować wiedzę poza swoimi murami, to jasny znak – rozwój cyfrowy nie jest już kwestią prestiżu, ale przetrwania.
Widzieliśmy to już wcześniej. Kiedy telefony stały się inteligentne, marki, które wierzyły w „magię tradycji”, zniknęły. Nokia, Blackberry, HTC – wszyscy myśleli, że świat się nie zmieni. I zmienił. I przemysł motoryzacyjny też. Nie tylko upłynął im czas, ale stali się równie zbędni jak Blaupunkt – niegdyś duma niemieckiej branży audio. Jeśli miałeś radio samochodowe Blaupunkt, byłeś szanowany.
Ci, którzy rozumieją, że samochód jest teraz platformą – platformą mobilności – przetrwają. Ci, którzy upierają się przy „duszy silnika”, za pięć lat będą sprzedawać pamiątki.
Brak religii w markach samochodów
Wartość marek samochodowych, niegdyś niemal religijna kategoria, szybko traci swój urok. Młodszy nabywca – pokolenie, które dorastało z subskrypcjami, aktualizacjami i wersjami „próbnymi” – nie kupuje już opowieści o tradycji, lecz funkcjonalność. Jeśli dwa samochody oferują ten sam zasięg, te same osiągi i podobne wrażenia użytkownika, nikt nie będzie chciał się na nie zdecydować. zapłać 40 % więcej tylko dlategoponieważ jest na pokrywie gwiazda trójramienna Lub cztery okręgiMarka nie jest już świadectwem sukcesu, lecz emocjonalnym reliktem ery analogowej. Prestiż przenosi się gdzie indziej – do interfejsu użytkownika, do wydajności ładowania, do inteligencji pojazdu. Nowe pokolenie nie szuka logo, lecz integracji – między samochodem, aplikacją i życiem. A kiedy to wszystko zostanie ujednolicone, kiedy technologia stanie się standaryzowana i dostępna, ostatni powód, dla którego ktokolwiek miałby płacić więcej za poczucie, które kiedyś oznaczało status, zniknie. W świecie cyfrowym nie chodzi już o „powiedz mi, czym jeździsz, a powiem ci, kim jesteś”, ale o „powiedz mi, jak działa twój samochód, a powiem ci, jak długo go będziesz mieć”.
Kiedyś samochody opowiadały historie. Dziś opowiadają dane. I szczerze mówiąc, może to prawda. Bo przynajmniej teraz, kiedy samochód obiecuje zaparkować sam, to faktycznie to robi. A przynajmniej czasami. Albo przynajmniej wtedy, gdy jest podłączony do internetu.
Ale hej, jeśli era smartfonów czegoś nas nauczyła, to tego, że kolejny model zawsze będzie lepszy. I że – niezależnie od marki – za dwa lata znów będziemy chcieli mieć nowy.