Volkswagen znajduje się w punkcie zwrotnym. Po kilku latach poszukiwań tożsamości w erze elektrycznej, krytyce oprogramowania i niedociągnięciach ergonomicznych we wnętrzu, wydaje się, że niemiecki gigant powraca do tego, co zawsze robił najlepiej: tworzenia samochodów dla ludzi. W słonecznej Portugalii, wybranym oczom zaprezentowano koncepcyjny Volkswagen ID. Cross 2026 – samochód, który obiecuje naprawić błędy przeszłości.
PozycjaRedaktor wykonawczy
Dołączony26 lipca 2013 r
Artykuły4 717
Jan Macarol jest odpowiedzialnym redaktorem wersji drukowanej i internetowej City Magazine Slovenia. Wraz ze swoimi dwoma asystentami stara się oferować czytelnikom najbardziej wyjątkowe i świeże informacje o kulturze miejskiej, nowinkach technologicznych, modzie i wszystkim, czego miejski nomada potrzebuje, aby przetrwać w pędzącym świecie.
Seiko kończy obchody 60. rocznicy swojego pierwszego zegarka nurkowego, prezentując Seiko Prospex SPB545. To limitowana edycja, która łączy kultowy design koperty z 1965 roku z zachwycającą tarczą w kolorze „Tranquil Teal” i – co być może ważniejsze – nową klamrą z mikroregulacją. Czy to najlepszy Seiko tego roku?
Bądźmy szczerzy. Motocykle elektryczne do tej pory dzieliły się na dwie kategorie. Pierwsza to te, które wyglądają jak sprzęty kuchenne na sterydach i mają charyzmę tostera. Druga to te, które kosztują tyle, co kawalerka w Lublanie, ale nie da się nimi nawet dojechać nad morze bez przeczytania „Wojny i pokoju” w oczekiwaniu na stację ładowania. Wygląda jednak na to, że bracia Barras z Hongkongu w końcu znaleźli Świętego Graala dzięki swojemu nowemu projektowi BBM Hiro Streetfighter. A przynajmniej jego bardzo dobre przybliżenie.
Lexus LFA był jak rozbłysk gwiazdy – jasny, piękny i cholernie krótki. Jeśli w 2010 roku żyliście pod kamieniem, tęskniliście za samochodem, który brzmiał jak anioły grające na puzonach, spadając ze schodów. Dziś, moi drodzy, LFA powraca. Ale zanim otworzycie szampana, muszę was ostrzec: Yamaha nie jest już w orkiestrze. Nowy LFA jest elektryczny. Czy to oznacza koniec świata, czy początek czegoś, co roztopi nam twarze?
Wszyscy krzyczą o rewolucji. YouTuberzy zachwycają się krzywymi ładowania. Ale bądźmy szczerzy – kiedy podchodzisz do tego samochodu osobiście, kiedy naprawdę go widzisz bez studyjnych świateł i filtrów, dzieje się coś nieoczekiwanego. Nic. Twoje tętno pozostaje stałe. Zamiast przytłoczenia poczuciem niemieckiej dominacji, ogarnia cię dziwne „déjà vu”. Czy to wszystko nie wydaje się trochę zbyt… Peugeot? BMW iX3 Neue Klasse to potwór na papierze, ale w rzeczywistości może być tylko dowodem na to, że „premium” nie jest już tym, czym było kiedyś.
Powiedzmy sobie szczerze, branża motoryzacyjna stała się ostatnio trochę... sterylna. Wszyscy producenci prześcigają się w tym, kto zmieści w kabinie większy telewizor i czyj samochód będzie cichszy niż biblioteka. A potem są JAS Motorsport i Pininfarina. Uznali, że dość już tych bzdur. Wzięli legendę, założyli na nią karbonowy kombinezon i zostawili jej to, czego my, mężczyźni, naprawdę pragniemy: manualną skrzynię biegów i dźwięk silnika, który przyprawia o gęsią skórkę. Poznajcie JAS Motorsport Tensei.
Bądźmy szczerzy, przez chwilę, między nami. Wszyscy to robiliśmy. Telefon wibruje, czerwone światło zdaje się trwać w nieskończoność, a ręka przesuwa się do „zakazanego owocu” w konsoli środkowej. Do tej pory ten akt był prześladowany przez wyrzuty sumienia, a w przypadku Tesli przez tę irytującą kamerę w kabinie, krzyczącą na nas jak histeryczny nauczyciel matematyki. Ale Elon Musk, człowiek, który prawdopodobnie próbowałby skolonizować Słońce, gdyby miał wystarczająco dużo kremu z filtrem, właśnie zmienił zasady gry. A przynajmniej tak mu się wydaje. Jego najnowszy tweet (przepraszam, „post na X”) twierdzi, że teraz oficjalnie można pisać w swojej Tesli. Ale zanim otworzysz Tindera na środku autostrady, przeczytaj drobny druk. Bo diabeł – i glina z mandatem – zawsze tkwi w szczegółach. A więc – Tesla FSD.
Jeśli jeździsz skuterem, prawdziwi motocykliści witają cię tylko wtedy, gdy ich wizjer zaparuje lub gdy są bardzo uprzejmi. Zwłaszcza w USA, gdzie skutery są postrzegane jako środek transportu dla tych, którzy stracili nadzieję na życie. Ale LiveWire, elektryczna gałąź legendarnego Harleya-Davidsona, właśnie rzuciła rękawicę temu uprzedzeniu. Przygotowują elektryczny maksiskuter – LiveWire Maxi-Scooter, który obiecuje zmienić zasady gry. I wiecie co? Może im się nawet uda, bo pod plastikiem ukryli serce prawdziwej bestii.
Do niedawna latanie dronami dzielono na dwie kategorie. Pierwsza grupa składała się z nudnych „latających statywów”, którymi agenci nieruchomości latają, żeby dom z przeciekającym dachem wyglądał jak rezydencja. Druga grupa składała się z dronów FPV (z widokiem z pierwszej osoby), które wydają dźwięki jak wściekłe szerszenie i wymagają refleksu nastolatka po sześciu napojach energetycznych. Mrugnięcie wystarczyło, żeby rozbić tę drogą, wypełnioną węglem „zabawkę” o drzewo. Wygląda jednak na to, że Antigravity A1 po prostu wszedł do pokoju, przewrócił stół i powiedział: „Zapomnij o wszystkim, co wiedziałeś”. To nie tylko nowy dron. To latająca kamera, której nie obchodzi, w którą stronę patrzysz.
Jeśli myśleliście, że szczyt ekscytacji Toyotą przypada na moment, w którym udało się połączyć telefon z Bluetooth w Yarisie, to się mylicie. Biura Gazoo Racing najwyraźniej zamknęły drzwi, wyłączyły telefony i stworzyły coś, co nie ma nic wspólnego z „bezpiecznym wyborem”. Toyota GR GT to duchowy następca LFA, tyle że tym razem nie krzyczy, a wręcz ryczy.
Przyznaję, że siadając do klawiatury, żeby napisać ten artykuł, byłem trochę przestraszony. Nie taki, jaki odczuwasz, gdy czujesz, jak tył Ferrari traci przyczepność na zakręcie przy prędkości 180 km/h (112 mph). To inny rodzaj strachu. Egzystencjalny. Zastanawiam się, czy to ostatni raz, kiedy ja, Jan Macarol, piszę taki felieton „ręcznie”, zanim zastąpi mnie algorytm, który nie pije kawy, nie narzeka na podatki i potrafi napisać całą twórczość Szekspira w mgnieniu oka. Profesor Stuart Russell, człowiek, który dosłownie napisał podręcznik o sztucznej inteligencji, twierdzi, że jesteśmy o krok od takiego scenariusza. A jeśli twierdzi, że mamy kłopoty, to powinniśmy go posłuchać.
Przyznajcie, wszyscy byliśmy trochę przestraszeni. Obawialiśmy się, że Lotus stał się po prostu kolejną marką produkującą ciężkie elektryczne SUV-y dla ludzi, którzy uważali, że „dynamiczna jazda” oznacza przyspieszanie do kolejnych świateł w centrum handlowym. Myśleliśmy, że duch Colina Chapmana – tego genialnego i obsesyjnego inżyniera, który krzyczał „uprość i dodaj lekkości” – w końcu zniknął pod ciężarem akumulatorów litowo-jonowych. Ale się myliliśmy. Och, jak bardzo się myliliśmy. Oto Lotus Theory 1. I to nie tylko samochód. To dowód na to, że fizyka wciąż obowiązuje, a przyszłość nie musi być nudna.











